Archiwum lipiec 2014


lip 24 2014 Galakton #1
Komentarze: 0

Od zawsze miałem dziwne sny. Od banałów, czyli potknięć, spadania, jazdy dziwnymi środkami lokomocji po płonącą szkołę czy bieganie po mieście ze słuchawką od prysznica. Teraz przyśnił mi się kolejny sen, troszkę nie typowy nawet jak dla mnie. Różni się też tym, że dużo z niego pamiętam. Zaczęło się jak zawsze, czyli bez niezwykłości. Położyłem się spać, ale nie usnąłem, przecież to było by zbyt piękne i zbyt proste. Długo nie usypiałem, coś mi przeszkadzało. Nie było to nic konkretnego, ale jednak-jakieś dziwne uczucie powstrzymywało mnie przed zaśnięciem. Nie wiem, w którym momencie padłem. Zaczyna się sen.

Jadę do miasta. Wszystko jest niezwykle realistycznie. Prowadzę samochód, słyszę i czuję jakbym naprawdę to robił. Nie wiem po co tam jadę, ale wiem dokładnie dokąd. Parkuję niedaleko rynku. Stamtąd już pieszo idę dalej. Na rynku jak zawsze, kręcą się ludzie. Pogoda dość przyjemna. Czuję ciepełko płynące od słońca. Odbijam w prawo w ulicę, którą dobrze znam, kroczyłem tam tysiące razy. Mniej więcej pamiętam, jakie są tam budynki, co gdzie się znajduje. Mijam przejście dla pieszych i.. No właśnie. Wszystko się zmienia. Nie pamiętam, w jaki sposób nastąpiła zmiana, ale po chwili było już ciemniej. Nie przyjazne niebo jest zasłane nienaturalnie ciemnymi chmurami. Jest chłodno a ja ubrany bardzo cienko wyraźnie to odczuwam. Dziwnie się czuję, tak jakbym się czymś solidnie zmęczył, ale przecież przeszedłem ledwo sto metrów. Ulica wygląda zupełnie inaczej. Zamiast biec lekkim łukiem w lewo, skręca w prawo. Odwracam się, ale za mną nie ma już rynku. Ulica biegnie w przód i w tył. Nie ma na niej ruchu, przechodniów, jakby nie było tam życia. Budynki po obu stronach ulicy przypominają zabudowę miejską, ale są niezwykle zniszczone, niezadbane, ogólnie ciemne, jakby nigdy nieodnawiane. W oknach też nie ma żadnych oznak życia, nie da się dostrzec choćby najmniejszego ruchu powietrza. Nie wiem, co mam robić. Trochę omamiony silną dezorientacją i strachem stwierdzam, że jedyne co mi zostało, to iść na przód, przecież muszę gdzieś dotrzeć. Idę, a ulica którą przemierzam w ogóle się nie zmienia. Wszystkie budynki są prawie identyczne, zdaję się że idę do nikąd. Wreszcie w oddali widzę jakieś postacie. Podchodzę bliżej i widzę, że to panowie z jakiś służb. Ubrani na niebiesko w coś, co przypomina mundur policji. Stoją przy potężnej kilkometrowej czarnej dziurze w asfalcie i części chodnika. Nie widać dna, po prostu jest to wielka dziura ot tak umiejscowiona w drodze. Panowie ze stoickim spokojem, jakby była to codzienna robota na pięć minutek, zabezpieczają ją taśmami. Z nich właśnie wyczytałem, że są z policji.

- Co się stało? – pytam

- Jak zwykle w naszym miasteczku, dziura – odpowiada z uśmiechem jeden z mężczyzn - Trochę będzie klejenia, bo trafiło na jezdnię, ale i tak w tym miesiącu to dopiero czternasta – dodaje.

Wszystko jest dla nich takie zwykłe i oczywiste, a ja stoję i nie mogę się napatrzeć.

- I to takie normalne?? – dodaję z niedowierzaniem – Przepraszam, ale chyba się trochę zgubiłem, gdzie ja właściwie jestem?
Teraz drugi z mężczyzn, który dotychczas był zajęty bardziej swoją jaskrawo żółtą taśmą niż całym światem popatrzy na mnie, dokładnie bada wzrokiem i mówi do kolegi, że jestem „wyrzutkiem”. Potraktowałem to jako obelgę. Mężczyźni zaczęli mnie uspokajać, wzięli pod ręce i sprawnie zaprowadzili do radiowozu.

Zacząłem się szarpać.

-O co chodzi? Gdzie mnie zabieracie? – krzyczę.
Oni zaś zupełnie spokojnie odpowiadają

– Nie martw się, wszystko jest w porządku, za chwilę wszystko zrozumiesz, wszystko ci wyjaśnimy, ale musisz z nami pójść. Sam sobie nie poradzisz.

Jedziemy gdzieś, a po kilku minutach docieramy na miejsce. Wysiadamy. Jedne z policjantów mówi

- Posłuchaj, wiem że jesteś zdenerwowany, ale nie aresztowaliśmy cię, nic do ciebie nie mamy, ale żeby zrozumieć swoją sytuację i wrócić do domu powinieneś nas wysłuchać. Pewnie nie będziesz chciał uwierzyć, ale to co dziś usłyszysz odmieni Twój sposób postrzegania świata.

- Ale o co chodzi?

- Wejdźmy, przekonasz się.

Wchodzimy do budynku. W środku wszystko wygląda jak w jakimś biurze, ludzie przy biurkach, komputery, szmer rozmów, stukanie klawiatur. Idziemy do pomieszczenia z wielkim ekranem. Policjanci zostawiają mnie z jakimś mężczyzną, ubranym normalnie. Mężczyzna zaczyna wyjaśniać:

- Witaj, jak się domyślasz, coś jest na rzeczy, pewnie nie możesz zrozumieć, co się dzieje. Zapewniam cię, że nic złego, jednak na pewno nie prostego. Powiedziano Ci już gdzie jesteś? Nie chodzi mi o ulicę, ale szerzej, o.. planetę. Otóż jesteś pewnie na sto procent pewien, że jesteś na Ziemi.

- Nie rozumiem, o czym pan do mnie mówi,

- Otóż nie jesteś na Ziemi. Za chwilę zrozumiesz. Uczono Cię, że żyjesz na Ziemi, i jak na razie tylko tam znane jest życie. Uczono cię o galaktykach, uczono Cię fizyki. To wszystko jednak kłamstwo.
- To znaczy?
- Owszem mieszkasz na Ziemi. Tu jednak prawda się kończy. Galaktyk jest wiele, a w każdej tysiące planet, a na niemal każdej cywilizacja. Nie ma przestrzeni kosmicznej. Jest przestrzeń, ale nie taka jak uczą na ziemi. Pokarzę Ci coś.

Mężczyzna uruchamia wielki ekran a na nim wyświetla obraz. Jest to czarne tło, a na nim w luźny dość chaotyczny sposób położone są jakby prostokąty, z punktami, liniami, bardzo podobne do kawałków map. Nie do końca rozumiem, co widzę.

- To, co widzisz to właśnie przestrzeń. A te prostokąty to zbiory układów planetarnych, nazywają się galaktonami. Te punkty na galaktonach to planety, a te linie to szlaki komunikacyjne, tylko te główne, na dzień dzisiejszy potrafimy bez problemu przemieszczać się między wszystkimi planetami.

- Więc dlaczego na ziemi jest taka propaganda? – zapytałem – i w ogóle jak tu trafiłem? Dlaczego nie pamiętam momentu przemieszczania się?

- Transportujemy się specjalną techniką opanowaną setki biliardów lat temu. Teorie o ewolucji człowieka, których Cię uczono to też kłamstwo. Ziemię skolonizowano dawno temu, z czasem władza na niej uznała, że utajni system transportowy. Stworzono wymyśloną historię, tą której cię uczono. Moment w historii, w którym według tego czego cię uczono, wyewoluował człowiek, to tak naprawdę moment kolonizacji Ziemi. System transportowy działa dość prosto. Nie wymaga też wiele energii. Nauczyliśmy się tworzyć promień lasera, który potrafi nieodczuwalnie dla ciebie zamienić cię w informację, a następnie szybko wysłać ją z prędkością światła na każdą planetę. To tylko teoria. Zdarzają się błędy systemu transportowego. Gdy na którejś ze stacji transportowych na planecie dojdzie do uszkodzenia lasera, emituje on przypadkowe wiązki, które nie rzadko trafiają w przypadkowych ludzi i wysyłają ich na przypadkowe planety. Tak właśnie ty trafiłeś do nas w sposób dla ciebie nieodczuwalny. Nadal nie umiemy nad tym zapanować. Jedyne, co możemy zrobić to utrzymywać na każdej planecie specjalną służbę do pomocy osobom takim jak ty. Ten budynek to siedziba naszej organizacji. Nazywamy się Wartą Pomocy Wyrzutkom.
- Wyrzutkom? – przerywam – więc o to chodziło temu policjantowi? Sądziłem, że mnie wyzwał

- Nie miał nic złego na myśli. – odpowiada. – Tak więc tutaj trafiłeś. Uwierz mi, takich ludzi jak Ty jest bardzo wielu. System transportowy to wspaniała technologia. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego rząd niektórych planet ukrywa go, chowa za maską kłamstw, nie daje mieszkańcom prawdziwej wolności, nie ograniczonej tylko do granic planety.

Teraz właściwie nie wiem co mam myśleć. Siedzę tam i nie oddzywam się. W końcu po chwili pytam:

- I co teraz będzie?

- Na każdej planecie jest inna polityka. Jeśli chodzi o Ziemię to pewnie będą opory żebyś tam wrócił. Zależy im na utajeniu istnienia sytemu transportowego.

- Opory? To co? Mam zostać tutaj? Gdzie? Jak? – oburzam się

- W najgorszym wypadku będziesz musiał zostać tu, lub wyślemy cię na jakąś przyjazną planetę gdzie będziesz mógł żyć w spokoju. Teraz jednak, skontaktuję się z Ziemią. Zobaczymy, co powiedzą.

Mężczyzna siada przy komputerze.

- Halo? Tutaj WPW, mamy nowego wyrzutka z Ziemi.

- Kiedy się zjawił?

- Znaleziono go około 30 minut temu.

- Rozumiem. Podaj dane.

Teraz mężczyzna dyktuje wszelkie moje dane.

- Dobrze zaraz przyślemy dokumenty, niech je podpisze i wróci na Ziemię.

W tym momencie poczułem wielką ulgę.

- O jakie dokumenty chodzi? – zapytałem,

- System transportowy jest na ziemi absolutnie utajony. Wie o nim zaledwie kilkaset osób z rządu, i ze 100 osób z obsługi technicznej. Zanim wpuszczą Cię na ziemię musisz podpisać oświadczenia, że absolutnie nikomu nie powiesz o tym, co Cię spotkało, że zostałeś uprzedzony o tym co się stanie jeśli nie dotrzymasz tajemnicy.

- A co się stanie?

- Trafisz natychmiast do zamkniętego zakładu skąd nie wyjdziesz do końca życia, albo odeślą cię na inną planetę, a oficjalnie zostaniesz uznany za zaginionego.

Faks zaczyna drukować dokumenty. Kilkadziesiąt stron oświadczenia, cztery miejsca na podpisy.

- Więc teraz, jak to podpiszę odeślecie mnie do domu?
- Tak właśnie będzie. Wrócisz jak gdyby nigdy nic. Znów znajdziesz się tam skąd cię wyrzuciło. Minęło dokładnie tyle czasu ile tutaj, czyli jakieś czterdzieści minut.

Podpisałem. Nie wiem, co dalej. Budzę się.

Muniekk : :